Dzisiejszy odcinek jest dla mnie trudny, bo dotyka mnie osobiście i to na kilku płaszczyznach. Jest to też odcinek, który od długiego czasu chodził mi po głowie, ale nie potrafiłam go zrealizować. Teraz jednak czuję, że czas najwyższy o tym porozmawiać. Słowo shaming jest już dobrze znane na całym świecie, także w Polsce. Shaming, czyli zawstydzanie kogoś, najczęściej ze względu na jego wygląd. Ale też ze względu na jakieś jego wybory czy cechy. Na razie najczęściej używa się go jako body shaming, czyli właśnie zawstydzanie ze względu na wygląd ciała. Ale mam trochę nadzieję, że po tym odcinku zaczniesz zauważać je też w innych tematach. W których jak najbardziej istnieje i niestety ma się dobrze.

No dobra, ale może wyjątkowo zacznijmy od końca i od tego, co shaming (pod każdą postacią i dotyczący każdego tematu) powoduje.

A są to w pierwszym rzucie najczęściej spadek poczucia własnej wartości i podwyższony poziom stresu. Do tego często dochodzą zaburzenia odżywiania, stany lękowe, depresja, a w najgorszym wypadku myśli i próby samobójcze. Jak więc widzisz, jest to poważny problem i potrafi prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji.

Zatem proponuję, żebyśmy sobie powiedzieli o różnych sytuacjach kiedy shaming ma miejsce. Bo przeczuwam w kościach, że wiele osób może mieć trudność z wskazaniem go palcem i uświadomieniem sobie, co nim faktycznie jest…

A jest nim, moim prywatnym zdaniem, każda ocena, krytyka i komentarz, które dotyczą czegoś, co jest całkowicie prywatną sprawą danej osoby i w żaden sposób nie krzywdzi innych ludzi. A które służą tylko zawstydzaniu.

Jestem przeszczęśliwa kiedy komentujesz, udostępniasz, polecasz znajomym lub wspominasz o mnie przy kieliszku wina. Więc wybierz (przynajmniej) jedno z powyższych i just do it! Będzie to dla mnie najlepszą motywacją do dalszej pracy. A jeżeli chcesz pogadać albo nawiązać jakąkolwiek twórczą współpracę – skocz do zakładki KONTAKT i napisz / znajdź mnie na Facebooku.