Zastanawiam się, czy masz już dość tematu samodyscypliny, bo mówię o nim od już paru tygodni… Ale nawet jeśli trochę tak, to błagam, wytrwaj jeszcze przez dwa odcinki! Gdyż już prawie kończąc chcę Ci jeszcze opowiedzieć o jednym tricku, który pomaga mi zwłaszcza w temacie ćwiczeń. I już całkiem na koniec, pojutrze, opowiem Ci o tricku najmilszym. Deal? No dobra, to temat na dziś: wyzwania.

Wyzwania – nie dla każdego, chociaż..?

Dobra, na początek najważniejsze – wyzwanie, które podejmiesz może być:

  • rywalizacją z kimś lub rywalizacją z samym sobą,
  • wyzwaniem ogólnodostępnym lub Twoim własnym prywatnym,
  • długie lub naprawdę krótkie.

Co to oznacza w praktyce? To, że nawet jeśli nie masz w sobie ducha rywalizacji (ja nie mam, totalnie!) i na pierwszy rzut oka uważasz, że to nie jest coś dla Ciebie, to może się okazać, że będziesz w stanie wpaść na takie wyzwanie, które i Tobie się spodoba. Albo przemodelować jakieś pod siebie.

Dlatego nawet jeśli na dźwięk słowa „wyzwania” przeszły Cię ciarki, zachęcam Cię, żebyś dał/a temu szansę. Choćby na weekend, choćby na chwilę. Czasem krótki challenge postawiony samemu sobie, potrafi być początkiem wspaniałego, nowego, dobrego nawyku!

Jestem przeszczęśliwa kiedy komentujesz, udostępniasz, polecasz znajomym lub wspominasz o mnie przy kieliszku wina. Więc wybierz (przynajmniej) jedno z powyższych i just do it! Będzie to dla mnie najlepszą motywacją do dalszej pracy. A jeżeli chcesz pogadać albo nawiązać jakąkolwiek twórczą współpracę – skocz do zakładki KONTAKT i napisz / znajdź mnie na Facebooku.