No i w końcu! Ostatni trick wspierający naszą siłę woli! I zarazem ostatni odcinek tej dość długiej serii. Do tej pory wszystko o czym mówiliśmy, było dość trudne i wymagające. Potrzebne? Tak. Ale raczej kojarzące się z wysiłkiem, a nie przyjemnością. A nie chciałabym bardzo, żeby tylko w ten sposób kojarzyła Ci się samodyscyplina. Ona i tak już nie ma dobrego PR-u… Więc aby to zmienić, dzisiaj już coś znacznie przyjemniejszego, a mianowicie – osładzanie wysiłku.
Osładzanie wysiłku, czyli dwa w jednym – pomoc i przyjemność
Mówiąc o osładzaniu, mam na myśli dwa jego rodzaje:
- Uprzyjemnianie sobie działania (zakup gadżetu albo narzędzia, które sprawi nam przyjemność i będzie ładne, wybór najlepszej i najprzyjemniejszej opcji, np. zajęcia taneczne zamiast siłowni)
- Planowanie nagród (za jakieś dłuższe wyzwanie, ale też za pojedyncze działanie, które jednak jest dla nas trudne).
Co ważne – i do jednego i do drugiego należy podchodzić z pewną dozą ostrożności! Łatwo wpaść w wir kupowania kolejnych gadżetów. Momentami można wręcz zacząć się chować za kolejnymi „niezbędnymi” zakupami i odwlekać faktycznie działanie w nieskończoność… Z nagrodami również warto przesadzić.
Mimo tych niebezpieczeństw uważam jednak, że to wspaniały trick, z którego warto korzystać.