Jest takie pojęcie, które zostało już opisane przez chyba wszystkich blogerów zajmujących się rozwojem osobistym. I to zazwyczaj w kontekście tego jak złe jest i w towarzystwie porad co można zrobić, by pojawiało się jak najrzadziej. A ja chcę się dzisiaj trochę zabawić w adwokata diabła i to pojęcie obronić. A jest nim prokrastynacja.

Prokrastynacja to inaczej odwlekanie jakiegoś zadania czy działania, które musimy zrobić. 

I ja się trochę zgadzam z tym, że raczej nie jest to konstruktywny mechanizm, ułatwiający nam życie. Wręcz przeciwnie – to działanie, które zwykle sabotuje nasze dążenie do celu. Więc zgadzam się poniekąd z tą większością blogerów.

ALE. Wierzę, że jak wszystko ma dwie strony, tak i prokrastynacja je ma. I nie jest ona tak w 100% zła. Pokazuje nam bowiem te czynności i te działania, które nie są zgodne z nami, które nie dają nam radości, z którymi „coś jest nie tak”. Prokrastynacja jest dla mnie takim papierkiem lakmusowym naszych działań. Pokazuje, które warto wykonywać, które dobrze nam idą, w których odnosimy sukcesy i te, na które tracimy dużo energii – nie zawsze słusznie.

Ja o jej pozytywnym działaniu bardzo mocno przekonałam się w tym roku. Opowiadam o tym w odcinku, więc zachęcam do wysłuchania.

Jestem przeszczęśliwa kiedy komentujesz, udostępniasz, polecasz znajomym lub wspominasz o mnie przy kieliszku wina. Więc wybierz (przynajmniej) jedno z powyższych i just do it! Będzie to dla mnie najlepszą motywacją do dalszej pracy. A jeżeli chcesz pogadać albo nawiązać jakąkolwiek twórczą współpracę – skocz do zakładki KONTAKT i napisz / znajdź mnie na Facebooku.